Mój popis to niedzielny rosół: rodzinka była w kościele a ja miałam na wolnym ogniu gotować rosół. Od czasu do czasu zaglądałam go garnka i podjadałam warzywa i za którymś razem odłożyłam pokrywkę na szafkę, na której leżały pudełka z zapałkami. No i kiedy znów zajrzałam do garnka na wierzchu pływały dwa rozgotowane pudełka, kilkadziesiąt zapałek a rosół zmienił barwę na zielonkawy /od siarki z zapałek/. Chodziłam wtedy do podstawówki i tata rozładował sytuację pytaniem czy bawię się w szewca dratewkę i chcę jakiegoś smoka nakarmić siarką.

już od jakiegoś czasu nie zdarzają mi się pomyłki, ale czasem coś nie wyjdzie z winy złych proporcji w przepisie lub jak ostatnio, kawał miecha ze stuletniej świni chyba ;) zrobiłam wędlinę w szynkowarze, ze sprawdzonego wcześniej przepisu, kropka w kropkę tak samo i wyszła tak twarda ze nie da sie ugryzc!

zupę ziemniaczaną - ziemniaki się rozpadły i wyszła gęsta ohydna pulpa

zapomiałam dodać proszku do piecenia i wyszedł zakalec

Super szarlotkę jednak do jabłek zamiast cukru wsypałam sól.Kapnęłam się dopiero jak upiekłam

Moja porażka to tort bezowy który zupełnie się rozleciał. Pamiętam też z dzieciństwa jak chciała ugotować zupę fasolową z ciemnej fasoli i ciągle wylewałam wodę bo myślałam że fasola była brudna

przesoliłam zupę którą robiłam na uroczystość chrztu, było bez zupy

do naleśników dodałam kwaśne mleko,

nie miałam takich przygód

chyba w szóstej lub siódmej klasie szkoły podstawowej zrobiłam swoje pierwsze pączki ciągle do ciasta dosypując mąki po usmażeniu można było nimi rzucać o ścianę żeby tynk odpadał

zupę ziemniaczaną - ziemniaki się rozpadły i wyszła gęsta ohydna pulpa

Mi się nie udało ,ale to były początki moje.Kotleta schabowego usmażyłam bardzo szybko nie rozbijając . Jak podałam , dopiero doszłam do wniosku ,że go nie rozbiłam.

drożdżowiec - niby wszystko robiłam ok, a był tak twardy, że można go było siekierą rąbać